Info
Ten blog rowerowy prowadzi am70 z miasta Żory. Mam przejechane 3395.44 kilometrów w tym 2544.60 w terenie.Więcej o mnie.
Codzienność trenowania GoogleDoc Ważenie oficjalne 31.03.12 GoogleDoc Endomondo
Tweets by @artmaz70
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Marzec1 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Listopad1 - 4
- 2011, Październik3 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień7 - 2
- 2011, Lipiec7 - 0
- 2011, Czerwiec10 - 1
- 2011, Maj25 - 10
- 2011, Kwiecień16 - 1
- 2011, Marzec16 - 0
- 2011, Luty21 - 0
- 2011, Styczeń20 - 2
- 2010, Grudzień19 - 3
- 2010, Listopad15 - 3
- 2010, Październik16 - 0
- 2010, Wrzesień15 - 0
- 2010, Sierpień16 - 2
- 2010, Lipiec15 - 0
- 2010, Czerwiec16 - 4
- 2010, Maj16 - 5
- 2010, Kwiecień17 - 10
- 2010, Marzec19 - 0
- 2010, Luty1 - 0
Dane wyjazdu:
67.00 km
67.00 km teren
04:29 h
14.94 km/h:
Maks. pr.:55.20 km/h
Temperatura:26.0
HR max:184 ( 95%)
HR avg:164 ( 84%)
Podjazdy:2081 m
Kalorie: 4208 kcal
Rower: Giant - Second Hand
Powerade MTB Głuszyca 2010 (38)
Niedziela, 1 sierpnia 2010 | | Komentarze 0
Głuszyca. Świeci słońce, temperatura umiarkowana. Dla mnie pogoda idealna. Nadal jeszcze przysługuje mi trzeci sektor. Dzięki temu komfortowi robię kilkunastominutową rozgrzewkę po asfalcie. Ustawiam się w sektorze na kilka minut przed startem. Już przedstartowa gorączka. Tylko stoję, nic nie robię, a tętno 90. Z głośników „Fragma”, a ten „kawałek” zawsze pomaga mi się w pełni skoncentrować. Nie ma już nic. Tylko ja i rower i trasa. Po starcie od razu przejazd wąską bramą stadionu i krótki podjazd do głównej drogi. Niestety niektórzy zawodnicy pragną wygrać maraton w pierwszej sekundzie po rozpoczęciu. Dla niektórych kończy się to kraksą i możliwe, że zakończeniem maratonu 20m za linią startu. Nie jestem w tym dobry. Zawsze przepychanie się do przodu sprawia mi problem w takich warunkach, gdy jest aż tak ciasno. Odpuszczam. Jadę na tyle na ile pozwalają mi tłumy. Co chwilę wyprzedza mnie chmara startowych ścigaczy. Niech jadą. Ci, którzy są lepsi ode mnie i tak mi odjadą, tych od których ja jestem lepszy nie uciekną mi tylko dlatego, że na pierwszym kilometrze mnie wyprzedzą. Ja na razie chcę wystartować, spokojnie zrobić sobie rozjazd. Bardzo dobrze ułożona trasa przez kilka pierwszych kilometrów wiedzie po lekkim asfaltowym podjeździe. Idealne jak na początek maratonu. W szutrową drogę wjeżdża już prawie ułożony peleton, sznur zawodników. Nachylenie trasy wzrasta i jest o wiele trudniej, dlatego luz między zawodnikami bardzo się przydaje. Mijam już pierwszych tych którzy na asfalcie pognali na 200HR. Pierwsze poważniejsze podjazdy jedzie mi się naprawdę swobodnie i w głowie od razu mam te kilka dni w Szklarskiej gdzie było prawie identyczne podłoże na trasach. W tej części trasy napotykam trudność, kilkumetrowe podejście z buta, na bardzo stromym kamienistym odcinku, ale to trwa tylko kilka sekund. Następny bardziej skomplikowany fragment to sekcja zjazdowa przed łąkami pod koniec pętli MINI, przed dojazdem na stadion. Ten fragment pamiętam z poprzedniego roku. Sprowadzałem tam rower na ostatnich metrach. Ale… teraz jadę, jadę, jadę, widzę dwóch zawodników leżących po upadkach, niżej następnych dwóch sprowadzających już rowery. Jest trudno, stromo i szybko. Hamulce pracują z dobrze wyczuwalną modulacją – nowe mineralne klocki hamulcowe sprawują się idealnie. Wybieram całkiem niezły tor jazdy. Strach robi mi coraz większe oczy. Mam w głowie zeszłoroczne trudności na tym odcinku i wiem że „gleba” tu to kwestia ułamka sekundy i lecisz… Prędkość rośnie, hamulców brakuje, ale tor jazdy dobry… pozostaje mi tylko jedno… krzyczę do tych przede mną „DROGA”, odsuwają się na boki, i w kontrolowany sposób udaje mi się zjechać. Ależ mi to poprawia morale. Przewalczyłem ten odcinek. Wpadam na łąkę i zastanawiam się nad tym jak tego dokonałem, że ten zjazd pokonałem. Składa się na to wiele czynników i mam nadzieję że je rozumiem, i może to jakaś nauka na przyszłość. Ale teraz już łąką do Głuszycy. Mijam stadion, nabieram wody na kolejnym bufecie (bufetów jest więcej niż zapowiadano przed maratonem – rozstawiono kilka dodatkowych punktów tylko z napojami – bardzo się przydają). Od tego momentu podjazd. I od tego momentu właściwie rozpoczyna się maraton. Wiem o tym. Trudność podjazdów polega na ich długości i czasami nachyleniu. Podłoże jest dosyć łatwe technicznie na podjazdach. Ciekawy i niebezpieczny fragment to zjazd po łące pod wyciągiem narciarskim w kierunku asfaltowego podjazdu na Sokolicę. Szybkość rośnie, łąka jest zdradliwa, a na dole wytaśmowane wyhamowanie i od razu bardzo stromy podjazd po asfalcie. Oj, ciężko, a na dodatek na trasie pojawili się kibice. Kibice poprawiają mobilizację. Podjazd jadę o wiele lepiej niż rok temu. Wtedy walczyłem o każdy metr. Dzisiaj także jest mi ciężko, ale podjazd wydaje się być krótszy (oczywiście jest identyczny) i nogi bardziej kręcą. Czuję poprawę od tamtego roku. Ale nie na tyle poprawę, aby siąść na koło Adrianowi Brzózce, który wyprzedza mnie właśnie na tym podjeździe. Przed samym schroniskiem wyprzedza mnie także Marek Galiński z Piotrem Brzózką. Giga pojechało. Na szczęście na Sokolnicy trasa trochę odpuszcza i daje się złapać oddech. Dalej już bufet i pętla w kierunku Jugowa. W Jugowie szaleńczy zjazd po asfalcie. Staram się dokręcać wykorzystując element treningowy ze Szklarskiej Poręby – i to działa. Potem znowu podjazd i ponownie bufet, na którym już byłem. Od tego miejsca zaczyna się chyba najmniej miły odcinek trasy. Podjazd na Wielką Sowę. Małe nachylenie i niezwykle trudne podłoże - poluzowane duże kamienie. Jazda po nich kosztuje mnie dużo siły. Nadrabiam przełożeniem, ale wybór toru jazdy, technika i kadencja są bardzo potrzebne i ważne w tej chwili. Wiele osób postanawia prowadzić rowery mimo, że jest prawie poziomo. Przejechałem całość, może z jedną czy dwiema podpórkami. Jestem zadowolony – cieszę się, że dałem radę to przejechać. Na Wielkiej Sowie tłum. Tłum, który teraz stał się masą kibiców. Na szczycie tylko przemykam, ale zjazd to już inna bajka. Widzowie zatrzymują się przy każdym zawodniku. Obserwują. Kamienie i korzenie zapowiadają widowiskowe „gleby”. Nie dziwię się im. Wiem, że Oni czekają na „glebę” zawodnika, ale dzisiaj ja też jestem zawodnikiem i nie chce dać im tej satysfakcji. Motywacja do dobrego zjazdu jest ekstremalna i pomaga mi kontrolować rower. Jest dobrze. Wątpliwości pojawiają się, gdy zawodnicy przede mną zaczynają schodzić z rowerów i sprowadzać rowery. Pojawia się we mnie zwątpienie. Staram się znaleźć w sobie powód do sprowadzania roweru… nie znajduję. No to zjeżdżam dalej. Kamienie się kończą, zaczynają się korzenie, stopnie momentami są większe niż schody. Staram się poprawnie pracować hamulcami, staram się pamiętać, aby każdy najazd na przeszkodę był robiony z dobrą prędkością. To działa. Jadę i jadę, a turyści z uwaga przyglądają się każdemu zjeżdżającemu zawodnikowi. W jednym miejscu chciałem wyprzedzić schodzących „widzów”. Niestety. Oni zbyt długo zastanawiali się nad kolejnym krokiem – gdzie postawić nogę. Musiałem dohamować, korzenie spowodowały zatrzymanie i podpórkę. Widzowie skomentowali tylko, że dobrze, że nic się nie stało. Ech… no szkoda, bo zjechałbym tą „Sowę” na raz gdyby nie ta podpórka. Ale jest dobrze. Po zjeździe droga wiedzie w prawo. Staram się opanować emocje po tym zjeździe. Na podjeździe wszelkie emocje opadają. Trzeba pracować do momentu, gdy staję na krawędzi zjazdu z Małej Sowy i tu zaczyna się zabawa. Zjazd, który jest na granicy moich możliwości. Ktoś przede mną obiera bardzo dobry tor jazdy. Staram się obserwować, uczyć się i jednocześnie jechać w takim samym tempie (jadę chyba trochę szybciej niż gdybym jechał tam sam). Tu też to działa. Ręce już mnie bolą. Nogi mnie bolą. Kiedy skończy się ten zjazd? Całe szczęście, że jest luz na trasie, zawodnicy nie siedzą sobie na kole. Jednak podczas tego zjazdu dwie osoby mnie wyprzedziły, ale gdy widziałem, co robią na tym zjeździe to musze uczciwie przyznać, że należało im się być przede mną, bo są znacznie lepsi na tym fragmencie (a może to byli „gigowcy”). Któryś z widzów krzyczy, że od miejsca, w którym on siedzi na drzewie, zjazd już jest łatwiejszy. Rzeczywiście mijam go i zjazd robi się łatwiejszy. Uff… to dobrze, bo już nie mam siły zjeżdżać. Na końcu jest szybki i niebezpieczny luźny tłuczeń. Podjazd, kawałek asfaltu i bufet. Czuję, że delikatnie pojawia się skurcz prawego przywodziciela. Musze na chwilę odpuścić i to na podjeździe. Pomaga. Niestety za bufetem jest trawiasty podjazd, który zmienia się w strome wąskie podejście. Nie umiem tego wjechać. Mało tego – wydaje mi się że ten odcinek jest nie do podjechania. Ledwo co da się tam wciągnąć rower. Nie wiem jak sobie poradzić z takim podjazdem. Odcinek jest za długi i za stromy dla mnie. Na górze wsiadam na rower. Teraz już tylko do mety. Kilka odcinków po trawach i łąkach przez, które trasa wyznaczona jest chyba przez quad. W dół, w dół. Pojawia się kilku naciskających zawodników. No i w końcu „poszli” do przodu. Pocieszam się, że byli poza moim zasięgiem na tym etapie wyścigu. Przed samą końcówką zjazd zaczyna się komplikować i zwężać. Jeden z tych, którzy tak szalenie mnie wyprzedzili kilka metrów wcześniej, leci właśnie na głowę, i zalicza widowiskowe OTB. Na szczęście zbiera się – nic się nie stało. W grupie jedziemy dalej. Zjazd wzdłuż rzeki, zakręt w lewo i to, co lubię… finisz lekko pod górkę. Dobry pomysł organizatora. Wrzucam blat i wykładam resztę sił. Wyprzedzam jeszcze kilka osób na tym krótkim fragmencie. META. Niech mi ktoś da coś do picia.Udało się. Bez awarii. Bez wywrotki. Z poczuciem pokonania trudnego jak dla mnie maratonu. Z poczuciem poprawienia się w stosunku do poprzedniego roku. Z kilkoma spostrzeżeniami i możliwościami do dalszej poprawy.
Czas podjazdów 2:03:00 (46% czasu) 22,6km (34% trasy)
Czas po równym 1:30:00 (33% czasu) 20,8km (31% trasy)
Czas zjazdów 0:55:35 (21% czasu) 23,5km (35% trasy)
Wynik:
kategoria Open M ilość zawodników: 410
zajęte miejsce OPEN: 111
procentowo w stawce [%]: 27,07
czas zwycięzcy: 03:13:18
mój czas: 04:28:41
strata do zwycięzcy: 01:15:23
strata do zwycięzcy w %: 39,00
kategoria M3 ilość zawodników: 142
zajęte miejsce M3: 33
procentowo w stawce %: 23,24
czas zwycięzcy: 03:29:58
mój czas: 04:28:41
strata do zwycięzcy M3: 00:58:43
strata do zwycięzcy M3 w %: 27,96
miejsce w klasyfikacji generalnej MEGA M3: 11/447
klasyfikacja GENERALNA M3: 44/679
średnia prędkość zwycięzcy OPEN: 20,49 km/h
średnia prędkość zwycięzcy M3: 18,89 km/h
średnia prędkość moja: 14,75 km/h
prędkość max: 55,2 km/h
przewyższenie [m]: 2081 (licznik Polar)
średnie HR [uderz/min]: 164
max HR [uderz/min]: 184
różnica maxHR-śrHR: 20
kadencja średnia [obr/min]: n/a
kadencja maksymalna [obr/min]: n/a
różnica w prędkości średniej OPEN: 5,74
różnica w prędkości średniej M3: 4,14
Kategoria maraton