Info
Ten blog rowerowy prowadzi am70 z miasta Żory. Mam przejechane 3395.44 kilometrów w tym 2544.60 w terenie.Więcej o mnie.
Codzienność trenowania GoogleDoc Ważenie oficjalne 31.03.12 GoogleDoc Endomondo
Tweets by @artmaz70
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Marzec1 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Listopad1 - 4
- 2011, Październik3 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień7 - 2
- 2011, Lipiec7 - 0
- 2011, Czerwiec10 - 1
- 2011, Maj25 - 10
- 2011, Kwiecień16 - 1
- 2011, Marzec16 - 0
- 2011, Luty21 - 0
- 2011, Styczeń20 - 2
- 2010, Grudzień19 - 3
- 2010, Listopad15 - 3
- 2010, Październik16 - 0
- 2010, Wrzesień15 - 0
- 2010, Sierpień16 - 2
- 2010, Lipiec15 - 0
- 2010, Czerwiec16 - 4
- 2010, Maj16 - 5
- 2010, Kwiecień17 - 10
- 2010, Marzec19 - 0
- 2010, Luty1 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
maraton
Dystans całkowity: | 1064.50 km (w terenie 970.10 km; 91.13%) |
Czas w ruchu: | 63:13 |
Średnia prędkość: | 16.84 km/h |
Maksymalna prędkość: | 62.70 km/h |
Suma podjazdów: | 24814 m |
Maks. tętno maksymalne: | 187 (99 %) |
Maks. tętno średnie: | 178 (96 %) |
Suma kalorii: | 60176 kcal |
Liczba aktywności: | 19 |
Średnio na aktywność: | 56.03 km i 3h 19m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
63.00 km
0.00 km teren
03:06 h
20.32 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:31.0
HR max:180 ( 97%)
HR avg:161 ( 87%)
Podjazdy:1340 m
Kalorie: 3173 kcal
Rower: Wypożyczony
Gran Canaria Open MTB Maraton
Sobota, 24 marca 2012 | | Komentarze 0
Wczesne śniadanie o 6:30, w restauracji tylko rowerzyści, wyczuwa się klimat maratonu. Niestety oferta śniadaniowa trochę ograniczona w porównaniu z normalnymi śniadaniami, ale wybór jest zadowalający i każdy znajdzie coś dla siebie. Po śniadaniu przebieram się w rowerowe ciuchy i dodatkowo wrzucam do tylnych kieszonek koszulki dwie małe butelki z wodą. Poważnie obawiam się tego upału, który może zafundować zawodnikom ta wyspa. Na zwykłą wycieczkę zawsze zabieram tu co najmniej 2,7l napojów. Teraz można rozpatrywać dwa różne aspekty potrzeb napojów, wyścig jest większym wysiłkiem czyli także zagrożeniem odwodnienia, ale będzie trwał znacznie krócej niż całodniowa wycieczka, a to chyba główny czynnik ograniczający potrzeby uzupełniania płynu. Mimo że to marzec to już odnotowują tu temperatury w okolicach +30C. Organizatorzy także o tym mówią i piszą aby zapewnić sobie odpowiednie nawodnienie z powodu klimatu wyspy. Nie lubię gdy mam aż tak załadowane kieszonki w koszulce, ale tym razem muszę się z tym pogodzić i staram się nie zwracać na to uwagi – woda jest ważniejsza. Czyli mam przy sobie 1,7l wody. Bufety maja być trzy i mam nadzieję, że to wystarczy. Nie można było zapoznać się z lokalizacją bufetów ponieważ mapy na starcie brak. O lokalizację bufetów pytałem, ale nikt nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Otrzymałem tylko informację, że bufety będą co 15-20 km czyli tak jak było napisane na stronach organizatorów w Internecie. Wyruszyłem z hotelu ok. 7:30. Wiedziałem już, że dojazd na miejsce startu zajmuje ok 20 min. Podobno od 8:00 ma nastąpić jakieś sprawdzanie uczestników. Nie wiem o co chodziło bo niczego takiego nie odnotowałem.Na miejscu przed startem spotkałem Damiana i Michała. Zrobiliśmy krótką wspólną rozgrzewkę kręcąc się po parkingu. Ustawiamy się na linii startu gdzieś w okolicach końca stawki mając w perspektywie 12 km asfaltowej drogi na początku trasy. Start Giga o 9:00, my na Mega o 9:05 i Mini startuje o 9:10. W tym przypadku wszystko przebiega bez zarzutów. Start jest punktualny. Ruszamy przez park szybko wpadając na główna drogę, która będzie dobrym rozjazdem dla całej stawki. Tak też się dzieje. Tempo na asfalcie jest mocno zróżnicowane. Szpica szybko odjechała. Ja staram się załapać do jakiegoś „pociągu” ponieważ stawka od razu przeistacza się w takie właśnie grupki, które pędzą w różnymi prędkościami. Po kilku próbach odnajduję swoje tempo. Kilka grupek po drodze musiałem wyprzedzić, aż w końcu dojechałem do dwóch zawodników, których tempo było na progu moich możliwości. W dolinie wieje wiatr i walka z nim w samotności nie miała by sensu. Rozsądniej jest pracować wspólnie, chociaż momentami jadąc w środku lub na końcu grupy mam uczucie, że mógłbym pojechać szybciej, ale… wiem, że to złudzenie i grupka musi być znacznie wolniejsza ode mnie przez dłuższy czas abym zdecydował się na odjechanie takim zawodnikom. Po 20 minutach wyprzedza mnie szpica Mini, czyli podobni jak u nas, harty pognały w tempie szosowym. Znam ten asfalt i wiem, że kończy się ostrym podjazdem – plan był taki aby wtedy zaatakować pierwszy raz i zrobić to bardzo zdecydowanie. Przećwiczyłem to w czwartek, aby dowiedzieć się jak mocno jestem tam wstanie podjeżdżać. Udało się. Najazd w lewo i od razu nachylenie aż zatrzymuje rower. Część zawodników już walczy z nieprawidłowym przełożeniem, inni znacznie zwalniają. Postarałem się aby jak najlepiej się na to przygotować i na tym krótkim 90-sekundowym podjeździe wyprzedzam chyba 30 osób. Wjeżdżamy w teren. Tu łapię już końcówkę dystansu Giga. Właściwie to w tym momencie zawodnicy różnych dystansów już się wymieszali ale oczywiście są to zawodnicy na różnym poziomie jazdy. Trasa prowadzi szerokim podjazdowym szutrem więc nie ma problemu z tym aby każdy jechał swoim tempem. Damian odjechał mi zaraz po starcie, Michała widziałem trochę dłużej, ale także odjechał mi w dalszej części asfaltowego początku. Chłopaki pognali na 29” hardtailach i tyle ich widziałem. Staram się pić regularnie co 10 min. Od miesiąca ćwiczyłem to już ja spinningu aby odstępy miały 10 min i aby ściśle tego przestrzegać. Wydaje mi się, że to działa. Nie wiem kiedy będzie pierwszy bufet wiec gospodarka wodna musi być świadomie kontrolowana. Zdecydowałem, że w terenie piję z bidonu, a na łatwiejszych odcinkach sięgam do butelek w kieszonkach. Po 45 minutach pierwszy konkretny zjazd. Zdradliwy szuter jest szybki i niestabilny. Włączam pełne skupienie i gnam tym zjazdem – przecież go znam. Potem następuje ostry zakręt w prawo i zaczyna się kolejny podjazd i tak jeszcze trzy razy. Po drodze dojeżdżam do Michała. Po krótkiej rozmowie, jadę dalej. Mam minimalnie szybsze tempo na zjeździe. Nareszcie widzę zbliżający się bufet, ale… jest na kolejnym szutrowym zjeździe, wszyscy gnają i w mojej stawce nikt się nie zatrzymał. Mam jeszcze zapas wody, ale mijając ten bufet na pełnej prędkości w głowie mam tylko jedną myśl, niezbyt ciekawą. To niemądre nie uzupełnić wody bo co będzie gdy braknie ci wody. Po drodze za niedługo będzie mieścina Fataga, myślę że gdy będzie krytycznie zatrzymam się po wodę i już, przeżyję. No to gnam tak jak pozostali. Bufet był w miejscu rozjazdu tras i odjechali na nim zawodnicy Mini. Zrobiło się jeszcze luźniej – chociaż musze przyznać, że od samego początku nie było tłoku na trasie, ten długi asfalt bardzo dobrze poukładał zawodników. Kończy się odcinek szutrowy i teraz krótki przeskok przez asfalt i dalej w prawo zjeżdżamy z asfaltu i ruszamy dosyć stromym szutrowym podjazdem, który zaprowadzi nas do Fatagi. Tu po raz pierwszy wrzucam najmniejszy blat. Ale tylko na początkowych metrach. Potem już „normalnie” środkowy i staram się przynajmniej utrzymać stawkę. Okazuje się, że nie jest źle. Stawka ma trochę trudności z tym odcinkiem i wyprzedzam tu chyba 7-8 osób. Czym bliżej Fatagi tym bardziej technicznie – nie jest jakoś szczególnie trudno, ale wyczuwam, że końcówka tego odcinka była trudniejsza. Teraz asfalt od Fatagi – no to się zaczęło. Bardzo wyczerpujący i długi odcinek po asfalcie – bezlitosny dla rowerów górskich. Słyszę jak opony przyklejają się do drogi. Jest na taki odcinek tylko jedna rada i nazywa się „wyłącz mózg i pedałuj równo”. Wykorzystuje ten podjazd na picie z tylnych kieszonek i zjedzenie PowerBara. Na początku podjazdu wyprzedzam jeszcze klika osób, a potem już samotnie i równo jadę pod górę. Po drodze wyprzeda mnie tylko jeden zawodnik i nie jestem w stanie siedzieć mu na kole. Pojechał. Podjazd nie odpuszcza i właściwie nie można przestać pedałować bo od razu zatrzymasz się w miejscu. Przed szczytem odjazd w lewo i ponownie teren, szuter od razu prawie przechodzi w pierwszy singiel track, zjazd dosyć uważny i trzeba się skupić bo tak długi asfaltowy podjazd uśpił czujność, a tu już jakieś skałki, jakieś uskoki, uff… udało się i słyszę, że jest bufet. Muzyka gra głośno i wyczuwa się klimat hiszpańskiej „fiesty”. Myślę sobie – niech się dzieje co chce, ale tego bufetu już nie odpuszczę. Wyskakuję z pomiędzy krzaków – singiel wjeżdża w jakiś plac na którym widzę świetnie zaopatrzony bufet i kilu rowerzystów, którzy także już normalnie korzystają z jego zasobów. Zatrzymuje się, miła i uczynna obsługa tylko czeka na zawodników, ktoś uzupełnia mi bidon, jem pyszne pomarańczę, dostaję gel PowerBara, dolewam też wody do małej butelki w kieszonce – tak na wszelki wypadek – chociaż wiem, że teraz już w większości tylko zjazdy. Postój miał półtorej minuty. Ruszam dalej, zakręt w prawo i teraz czeka mnie najtrudniejsza sekcja techniczna tego maratonu. Pierwszy techniczny zjazd, ten łatwiejszy, pokonuję sprawnie – będąc w pełni skoncentrowanym. Wiem, że upadki na tych trasach to niebezpieczeństwo o wiele większe niż u nas. Tutaj każda gleba, to kontakt ze skałami – nie ma niczego co złagodzi upadek. Dojeżdżam do drugiej sekcji i tutaj się poddaję, skalne stopnie powstrzymują mnie przed jazdą, przez fragment sprowadzam rower. Wsiadam i znowu pokonuję środkową część tej sekcji. Potem ponownie sprowadzam. Mijam po drodze kogoś kto przeleciał przez kierownicę. Sekcja robi się łagodniejsza i postanawiam dalej już jechać. To naprawdę wymagający dla mnie odcinek.
Sportograf robi zdjęcia, ale na szczęście w tym miejscu jestem już na rowerze. Wypadam na asfalt i teraz odcinek powrotny po asfalcie – długi odcinek, tak długi, że momentami myślę, że zgubiłem trasę i że przeoczyłem jakiś zjazd w prawo w teren, ale po drodze mijam obsługę i oni pokazują ns migi, że dobrze jadę. W końcu dojeżdżam do zakrętu w teren, w prawo. Już z daleka jakiś sędzia krzyczy aby hamować bo zakręt ma prawie 180 stopni. Znam ten zakręt i pokonuję go sprawnie oraz następujący po nim zjazd. Od dłuższego czasu jadę już sam. Zawodnicy Giga skręcili w lewo na bufecie, który był na szczycie, tak więc teraz na trasie mam ścigaczy tylko z mojego dystansu. Widzę jednego w oddali - nie ma szans abym go doszedł – mimo, że w tych górach widać się nawzajem z daleka, to jednak wiem że dzieli mnie do niego ok 2-3 minut. Tu nie ma drzew i trasę widać jak na dłoni. Ten odcinek jechaliśmy w tamtą stronę i za chwilę ponownie znajdę się przy bufecie, który był pierwszy i teraz stał się trzecim. Znam dokładnie trasę powrotną i wiem, że ten bufet nie będzie mi już potrzebny. Mijam go i od razu za nim rozpoczyna się sekcja zajazdowa z serpentynami po 180 stopni, każdy z tych zakrętów pokryty jest bardzo zdradliwym pyłem, głębokim i suchym. Przednie koło trzeba prowadzić uważnie aby się nie pośliznąć. Zwalniam – może czasami do przesady, ale nie chcę tu zaliczyć gleby. Przede mną teraz finałowy, kilkunastokilometrowy zjazd do mety, który wiedzie niewdzięczną kamienistą drogą. Niby cały czas jest z górki, ale podłoże nie pozwala tego wykorzystać i trzeba cały czas dokręcać. Wyczerpujący odcinek. Rzuca rowerem, całe ciało przechodzi jakąś głęboką terapię wstrząsową. Niech mnie już ktoś wypuści z tej pralki. Pocieszam się, że wszyscy przez to przechodzą i jedyne co mogę zrobić to zwiększyć kadencję i starać się równomiernie kręcić. Wykorzystuję full susspension. Koniec tego odcinka następuję obok jakichś kamieniołomów i tu jest krótka chwila na uspokojenie - kilkunastometrowy asfalt, ale od razy trasa ucieka z asfaltu i wpadam na szutrówkę, łatwą i szeroką. Nie zmieniam tempa, a nawet staram się mobilizować do utrzymania prędkości. Wczoraj zapoznałem się z końcówką trasy i wiem, że czeka mnie jeszcze „golonkowa” wstawka. Ostatnie 2 minuty będzie po dnie rzeki, które jest tylko zaadoptowane do przejazdu bo trasy tam nie ma. Wczoraj przećwiczyłem to trzy razy. Wpadam tam na pełnej prędkości i wiem jak rozpracować sobie każdy odcinek, ale niestety zmęczenie jest inne niż przy wczorajszych ćwiczeniach. Na jednym kamieniu popełniłem błąd i ujechało mi przednie koło. Rower wpadł do jakiejś dziury. Szybko go wyciągam i jadę dalej. Ktoś robi zdjęcia. I tu widzę zawodnika, który miał jeszcze większe problemy, pomiędzy kamieniami pokonuje on kolejne trudności z buta. Wykorzystałem ten moment. Wyprzedzam go na kolejnym uskoku. Teraz krótki podjazd z „rzeki” na brzeg i wpadam na asfalt. Kilka krawężników i gnam do mety. Nad linią mety wyświetlany jest czas – bardzo fajna sprawa. Gnam ścigając się z sekundnikiem. Ukończyłem ten maraton. Zająłem 35/122 miejsce w klasyfikacji Open dystansu Mega oraz 6/39 miejsce w kategorii wiekowej M4.
Kategoria Gran Canaria, maraton, rowerem
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower: Giant - Second Hand
On Line - MTB Maraton Kraków
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | | Komentarze 0
Link do przekazu On Line z pozycją GPS podczas maratonu, pojawi się obok na Twitterze. Przekaz postaram się zrobić przy pomocy Endomondo :-) Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower: Giant - Second Hand
On-Line - MTB Maraton Ustroń
Niedziela, 10 lipca 2011 | | Komentarze 0
Dzisiaj maraton w Ustroniu. Postaram się zrobić przekaz GPS w wersji On-Line :-)Można go będzie znaleźć od godz. 11:00 tutaj:
GPS Track na żywo Pokaż trasę GPS">Opis linka
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
42.50 km
42.50 km teren
02:47 h
15.27 km/h:
Maks. pr.:62.70 km/h
Temperatura:
HR max:181 ( 98%)
HR avg:165 ( 89%)
Podjazdy:1460 m
Kalorie: 2989 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTB#7 Ustroń (50)
Niedziela, 10 lipca 2011 | | Komentarze 0
Obciążenie: 622 Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
34.00 km
34.00 km teren
02:09 h
15.81 km/h:
Maks. pr.:49.30 km/h
Temperatura:
HR max:183 ( 99%)
HR avg:162 ( 88%)
Podjazdy:1155 m
Kalorie: 2260 kcal
Rower: Giant - Second Hand
Puchar Beskidów 2011 - MTB Cięcina
Sobota, 25 czerwca 2011 | | Komentarze 0
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
53.00 km
53.00 km teren
03:57 h
13.42 km/h:
Maks. pr.:54.80 km/h
Temperatura:10.0
HR max:181 ( 98%)
HR avg:159 ( 86%)
Podjazdy:1930 m
Kalorie: 3815 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTB#5 Krynica (47)
Sobota, 28 maja 2011 | | Komentarze 0
...opis...Wynik:
Oficjalny czas: 3:54:12
MEGA OPEN: 83 / 273 (30,07%)
Strata do zwycięzcy OPEN: 1:08:53 (41,67%)
MEGA M4: 7 / 42 (16,67%)
Strata do zwycięzcy M4: 0:41:55 (21,8%)
Ilość zdobytych punktów do klasyfikacji generalnej: 328,41
Ilość punktów do klasyfikacji sektorowej: 352,94
Obciążenie: 774
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
67.00 km
67.00 km teren
03:46 h
17.79 km/h:
Maks. pr.:60.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max:180 ( 97%)
HR avg:159 ( 86%)
Podjazdy:1510 m
Kalorie: 3690 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTB#4 Zabierzów (46)
Niedziela, 15 maja 2011 | | Komentarze 1
Zapowiadało się deszczowo i tak też się stało. Już na starcie trochę kropiło. Pierwsza godzina na trasie była całkiem w porządku. Nie było zbyt mokro. Niestety potem się rozpadało i trasa stała się znacznie trudniejsza, a na końcowych kilometracch był ot już taniec w błocie.Start w takich warunkach jakoś mi dzisiaj wyjątkowo dobrze pasował. Miałem dobry nastrój i właściwie pogoda nie robiła na mnie wrażenia. Moje fizyczne przygotowanei obrazuje osiągnięty wynik - czyli średnio, ale przygotowanie psychiczne było dzisiaj wyjątkowo dobre. Oczywiście był stres spowodowany startem - jak zawsze, ale po za tym jakoś bardzo dobrze się czułem. Były obawy przed trudnościami na trasie. Zapowiadane śliskie wapienie, i ciasne single mogły znacznie utrudnić jazdę w tłumie zawodników. Wszystko to wiedziałem ale mimo to nastawienie było pozytywne.
Bardzo spokojnie przebrałem się w samochodzie. Krótkie spodenki, koszulka termiczna z krótkim rękawem, koszulka kolarska z krókim rękawem, kamizelka membranowa bez rękawów, do tego rękawki, a na nogi maść BORN na złą pogodę. Taki ubiór sprawdził mi się dzisiaj idealnie.
Pierwszy podjazd bardzo ciężki ale ma pozytywny wpływ na rozciągnięcie stawki. Niestety piewszy singlowy zjazd jeszcze odbywał się w tłoku. Trzeba było bardzo uważać. Potem już trochę lepiej, stawka się rozciągnęła i nie miałem już na trasie stresowych sytuacji związanych z tłokiem.
Po połowie trasy było już na tyle mokro, że miało to wpływ na tempo jazdy. Błoto zaczęło przede wszystkim utrudniać lub uniemożliwiać zjazdy i zaczęło być coraz to gorzej bo deszcz się nasilał.
Przez cały maraton jechałem swoim dobrym tempem chociaż w drugiej połowie zaczęło mi brakować kadencji. Zauważalnie zwolniłem obroty zastępując je cięższym przełożeniem i przykładaniem większej siły. Po 45km, po czasie 2:20, organizm wyrażnie zwolnił obroty, a średnia prędkośc od tego miejsca spadła o 3km/h w stosunku do pierwszych 45km. Na pewno wpływ na to miała pogoda, błotniste podłoże i narastające zmęczenie. Nie odnotowałem jednak jakiegoś dczuwalnego wyziębienia. Miałem bardzo dobry komfort termiczny. Podobnie zresztą było z ciągle dobrym nastrojem. Pogoda i trudne warunki jakoś dzisiaj dodatkowo mnie mobilizowały. Ciągle chciało mi się jechać. Tym razem nie miałem tego uczucia gdy pod koniec trasy myślisz tylko o tym aby się "to" skończyło. Dzisiaj pogoda mnie nie pokonała.
Końcowy odcinek trasy przechodził przez stromy zjazd, który musiałem sprowadzić, a nawet zejście było wyczynem ponieważ błoto sprawiało, że był to odcinek ślizgawki gdzie nie było żadnej przyczepności. Potem już tylko malownicza dolina i potok do przejechania... wzdłuż. Ot... taka atrakcja. Mi się podobało. Trzeba było uważać na betonowe płyty w dnie. Na jednej znich zaliczyłem znaczny poślizg, ale koło w końcu złapało przyczepność i na pełnej prędkości jak wjechałm tak wyjechałem. W potoku nie odpuszczałem, a był to ostatni fragment tak więc rozpocząłem długi finisz. W rzece wyprzedając dwóch zawodników i na kończącym asfalcie jeszcze kolejnych dwoje.
Po prostu czułem, że mam jeszczę tą siłę i mam tą mobilizację. Takie sobie endorfiny na finiszu. Tym bardziej że finisz był w moim ulubionym stylu - dosyć długo, lekko pod górę, po asfalcie, a dopiero wjazd na metę był na trawie boiska. Taki finisz z przyjemnością pozwala wykrzesać z siebie całą resztę sił.
Było trochę błota:
Wynik:
Oficjalny czas: 3:43:22
MEGA OPEN: 116 / 601 (19,3%)
Strata do zwycięzcy OPEN: 0:58:14 (35,26%)
MEGA M4: 13 / 89 (14,61%)
Strata do zwycięzcy M4: 0:27:58 (14,31%)
Ilość zdobytych punktów do klasyfikacji generalnej: 349,92
Ilość punktów do klasyfikacji sektorowej: 369,65
Mimo dobrego nastroju wynik niestety za słaby - za duża strata czasowa w OPEN i spowodowało to, że nie udało się utrzymać drugiego sektora startowego. W Krynicy będę startował z trzeciego sektora.
Obciążenie: 714
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
40.00 km
40.00 km teren
02:38 h
15.19 km/h:
Maks. pr.:59.40 km/h
Temperatura:19.0
HR max:178 ( 96%)
HR avg:163 ( 88%)
Podjazdy:1490 m
Kalorie: 2746 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTB#3 Złoty Stok (45)
Sobota, 30 kwietnia 2011 | | Komentarze 0
Obciążenie: 542 Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
62.40 km
31.00 km teren
02:08 h
29.25 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:17.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:178 ( 96%)
Podjazdy:300 m
Kalorie: 2024 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTBM #2 Dolsk (44)
Sobota, 16 kwietnia 2011 | | Komentarze 0
Piątek po południu meldujemy się w Dolsku. Dobrze wyglądające lokum w Villa Natura dopiero ma nas rozczarować w najbliższym czasie. Ale jutro maraton i nic więcej się nie liczy. Jeszcze wieczorem wbijam się w rowerowe ciuchy i robię sobie małą wycieczkę rowerową wzdłuż początku trasy, pierwsze 8 km i trochę środka na połączeniu się Mini z Mega oraz ostatnie 2 km przed metą. W sumie objeżdżam 25km i nabieram rozeznania w jakości asfaltu i piasku z którym jutro przyjdzie się zmierzyć.W sobotę rano chcieliśmy zjeść śniadanie, które było wliczone w cenę noclegu, ale niestety nie obyło się bez problemów. Musieliśmy się o wszystko prosić bo o godz. 8:30 po śniadaniu zostało tylko wspomnienie w restauracji. To absolutny minus dla Villa Natura.
Oglądamy start Giga, a potem szykujemy się do startu. Szybka decyzja o stroju. Zakładam nogawki i rękawki oraz kamizelkę z membrany. Mimo że świeci słońce to jednak wydaje mi się, że będzie chłodno, a po drugie planowane są duże prędkości, które przyczynią się do odczuwania chłodu.
Pierwszy raz mam okazję startować z drugiego sektora. Przyglądam się temu ustawieniu i jakoś niesłychanie blisko mi się zrobiło do taśmy startowej umieszczonej przed zawodnikami w sektorze VIP. Czy uda mi się jeszcze kiedyś startować z drugiego sektora? Nie wiem. Ale oczywiście chciałbym utrzymać ten sektor.
Zapowiadana łatwa trasa staje się faktem. Zmienia się tylko rodzaj podłoża, piach, asfalt, piach, asfalt itd. Cała trudność tego maratonu polega na tempie jazdy i na umiejętności współpracy zawodników, oraz wykorzystywaniu trzymania się na kole. Po ponad połowie trasy udaje mi się osiągnąć stabilną współpracującą grupę Jacka S. i Aleksandrę D i jeszcze jednego zawodnika w niebieskim stroju. Przez długi czas jedziemy razem. Czym bliżej końca tym bardziej odchodzimy z Olą do przodu. Przyłączył się ktoś jeszcze i ponownie pracujemy razem. Wszystkie bufety podczas tego maratonu mijam, łapiąc tylko kubek lub butelkę z napojem. Łapanie butelki jest łatwiejsze i mimo rozlewania się napoju nadal coś zostaje w butelce – można się napić w strefie śmieci wyrzucić butelkę. Na takim krótkim i płaskim maratonie takie potraktowanie bufetów mi się sprawdza, ale w górach już tak łatwo nie będę ich sobie odpuszczał. Po trzecim bufecie tempo jakoś mimowolnie wzrasta. Gdy mija nas ktoś z ESKI z dystansu Giga, prędkość wzrasta na piaszczystej drodze do 35km/h, Ola delikatnie oddala się za zawodnikiem Giga. Naprawdę się sprężam, ale nie jestem już w stanie tak mocno jechać. Pędzę do mety i w efekcie przyjeżdżam 4s za nią. Ale mam poczucie, że dzisiaj zrobiłem wszystko co mogłem. Pojechałem na całość swoich możliwości. Jestem zadowolony.
Po maratonie całkiem dobry makaron i jako że pokoje mamy właściwie na mecie to szybki prysznic… i tu kolejna wpadka Villa Natura – w pokojach w budynku nad jeziorem nie ma ciepłej wody – to już przesada. Jedną z tych niewielu rzeczy, których oczekuję jadąc na maraton i kupując nocleg jest właśnie możliwość wykąpania się. Niestety Villa Natura nie daje rady… jakość usług jest słaba.
GG dosyć sprawnie podjął decyzję aby w Dolsku dekoracja odbyła się od 15:00 i to chyba słusznie bo maraton zalicza się do szybkich i krótszych niż pozostałe i na pewno większości osób pasuje takie rozwiązanie. Dynamiczna zmiana godziny i reagowanie na potrzeby zawodników to tym razem plus dla GG.
Dekoracja tym razem bardzo specjalna… Dorota zajęła 5 miejsce w swojej kategorii wiekowej! Wyrazy uznania i Wielkie Gratulacje! To jest coś!
Zostajemy w Villa Natura na kolacji i wieczorem obchodzimy urodziny Tomka :-)
Wracamy w niedzielę rano.
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
70.40 km
70.40 km teren
02:54 h
24.28 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:14.0
HR max:183 ( 99%)
HR avg:165 ( 89%)
Podjazdy:437 m
Kalorie: 2713 kcal
Rower: Giant - Second Hand
MTB#1 Murowana Goślina (43)
Niedziela, 10 kwietnia 2011 | | Komentarze 0
Obciążenie: 643 Kategoria maraton