Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi am70 z miasta Żory. Mam przejechane 3395.44 kilometrów w tym 2544.60 w terenie.
Więcej o mnie.


Codzienność trenowania GoogleDoc
Ważenie oficjalne 31.03.12 GoogleDoc
Endomondo



baton rowerowy bikestats.pl button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy am70.bikestats.pl
stat4u
Wpisy archiwalne w kategorii

rowerem

Dystans całkowity:2334.74 km (w terenie 1523.30 km; 65.24%)
Czas w ruchu:119:14
Średnia prędkość:19.86 km/h
Maksymalna prędkość:64.20 km/h
Suma podjazdów:30000 m
Maks. tętno maksymalne:186 (97 %)
Maks. tętno średnie:161 (87 %)
Suma kalorii:82613 kcal
Liczba aktywności:57
Średnio na aktywność:41.69 km i 2h 05m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
63.00 km 0.00 km teren
03:06 h 20.32 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h
Temperatura:31.0
HR max:180 ( 97%)
HR avg:161 ( 87%)
Podjazdy:1340 m
Kalorie: 3173 kcal

Gran Canaria Open MTB Maraton

Sobota, 24 marca 2012 | | Komentarze 0

Wczesne śniadanie o 6:30, w restauracji tylko rowerzyści, wyczuwa się klimat maratonu. Niestety oferta śniadaniowa trochę ograniczona w porównaniu z normalnymi śniadaniami, ale wybór jest zadowalający i każdy znajdzie coś dla siebie. Po śniadaniu przebieram się w rowerowe ciuchy i dodatkowo wrzucam do tylnych kieszonek koszulki dwie małe butelki z wodą. Poważnie obawiam się tego upału, który może zafundować zawodnikom ta wyspa. Na zwykłą wycieczkę zawsze zabieram tu co najmniej 2,7l napojów. Teraz można rozpatrywać dwa różne aspekty potrzeb napojów, wyścig jest większym wysiłkiem czyli także zagrożeniem odwodnienia, ale będzie trwał znacznie krócej niż całodniowa wycieczka, a to chyba główny czynnik ograniczający potrzeby uzupełniania płynu. Mimo że to marzec to już odnotowują tu temperatury w okolicach +30C. Organizatorzy także o tym mówią i piszą aby zapewnić sobie odpowiednie nawodnienie z powodu klimatu wyspy. Nie lubię gdy mam aż tak załadowane kieszonki w koszulce, ale tym razem muszę się z tym pogodzić i staram się nie zwracać na to uwagi – woda jest ważniejsza. Czyli mam przy sobie 1,7l wody. Bufety maja być trzy i mam nadzieję, że to wystarczy. Nie można było zapoznać się z lokalizacją bufetów ponieważ mapy na starcie brak. O lokalizację bufetów pytałem, ale nikt nie był w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Otrzymałem tylko informację, że bufety będą co 15-20 km czyli tak jak było napisane na stronach organizatorów w Internecie. Wyruszyłem z hotelu ok. 7:30. Wiedziałem już, że dojazd na miejsce startu zajmuje ok 20 min. Podobno od 8:00 ma nastąpić jakieś sprawdzanie uczestników. Nie wiem o co chodziło bo niczego takiego nie odnotowałem.

Na miejscu przed startem spotkałem Damiana i Michała. Zrobiliśmy krótką wspólną rozgrzewkę kręcąc się po parkingu. Ustawiamy się na linii startu gdzieś w okolicach końca stawki mając w perspektywie 12 km asfaltowej drogi na początku trasy. Start Giga o 9:00, my na Mega o 9:05 i Mini startuje o 9:10. W tym przypadku wszystko przebiega bez zarzutów. Start jest punktualny. Ruszamy przez park szybko wpadając na główna drogę, która będzie dobrym rozjazdem dla całej stawki. Tak też się dzieje. Tempo na asfalcie jest mocno zróżnicowane. Szpica szybko odjechała. Ja staram się załapać do jakiegoś „pociągu” ponieważ stawka od razu przeistacza się w takie właśnie grupki, które pędzą w różnymi prędkościami. Po kilku próbach odnajduję swoje tempo. Kilka grupek po drodze musiałem wyprzedzić, aż w końcu dojechałem do dwóch zawodników, których tempo było na progu moich możliwości. W dolinie wieje wiatr i walka z nim w samotności nie miała by sensu. Rozsądniej jest pracować wspólnie, chociaż momentami jadąc w środku lub na końcu grupy mam uczucie, że mógłbym pojechać szybciej, ale… wiem, że to złudzenie i grupka musi być znacznie wolniejsza ode mnie przez dłuższy czas abym zdecydował się na odjechanie takim zawodnikom. Po 20 minutach wyprzedza mnie szpica Mini, czyli podobni jak u nas, harty pognały w tempie szosowym. Znam ten asfalt i wiem, że kończy się ostrym podjazdem – plan był taki aby wtedy zaatakować pierwszy raz i zrobić to bardzo zdecydowanie. Przećwiczyłem to w czwartek, aby dowiedzieć się jak mocno jestem tam wstanie podjeżdżać. Udało się. Najazd w lewo i od razu nachylenie aż zatrzymuje rower. Część zawodników już walczy z nieprawidłowym przełożeniem, inni znacznie zwalniają. Postarałem się aby jak najlepiej się na to przygotować i na tym krótkim 90-sekundowym podjeździe wyprzedzam chyba 30 osób. Wjeżdżamy w teren. Tu łapię już końcówkę dystansu Giga. Właściwie to w tym momencie zawodnicy różnych dystansów już się wymieszali ale oczywiście są to zawodnicy na różnym poziomie jazdy. Trasa prowadzi szerokim podjazdowym szutrem więc nie ma problemu z tym aby każdy jechał swoim tempem. Damian odjechał mi zaraz po starcie, Michała widziałem trochę dłużej, ale także odjechał mi w dalszej części asfaltowego początku. Chłopaki pognali na 29” hardtailach i tyle ich widziałem. Staram się pić regularnie co 10 min. Od miesiąca ćwiczyłem to już ja spinningu aby odstępy miały 10 min i aby ściśle tego przestrzegać. Wydaje mi się, że to działa. Nie wiem kiedy będzie pierwszy bufet wiec gospodarka wodna musi być świadomie kontrolowana. Zdecydowałem, że w terenie piję z bidonu, a na łatwiejszych odcinkach sięgam do butelek w kieszonkach. Po 45 minutach pierwszy konkretny zjazd. Zdradliwy szuter jest szybki i niestabilny. Włączam pełne skupienie i gnam tym zjazdem – przecież go znam. Potem następuje ostry zakręt w prawo i zaczyna się kolejny podjazd i tak jeszcze trzy razy. Po drodze dojeżdżam do Michała. Po krótkiej rozmowie, jadę dalej. Mam minimalnie szybsze tempo na zjeździe. Nareszcie widzę zbliżający się bufet, ale… jest na kolejnym szutrowym zjeździe, wszyscy gnają i w mojej stawce nikt się nie zatrzymał. Mam jeszcze zapas wody, ale mijając ten bufet na pełnej prędkości w głowie mam tylko jedną myśl, niezbyt ciekawą. To niemądre nie uzupełnić wody bo co będzie gdy braknie ci wody. Po drodze za niedługo będzie mieścina Fataga, myślę że gdy będzie krytycznie zatrzymam się po wodę i już, przeżyję. No to gnam tak jak pozostali. Bufet był w miejscu rozjazdu tras i odjechali na nim zawodnicy Mini. Zrobiło się jeszcze luźniej – chociaż musze przyznać, że od samego początku nie było tłoku na trasie, ten długi asfalt bardzo dobrze poukładał zawodników. Kończy się odcinek szutrowy i teraz krótki przeskok przez asfalt i dalej w prawo zjeżdżamy z asfaltu i ruszamy dosyć stromym szutrowym podjazdem, który zaprowadzi nas do Fatagi. Tu po raz pierwszy wrzucam najmniejszy blat. Ale tylko na początkowych metrach. Potem już „normalnie” środkowy i staram się przynajmniej utrzymać stawkę. Okazuje się, że nie jest źle. Stawka ma trochę trudności z tym odcinkiem i wyprzedzam tu chyba 7-8 osób. Czym bliżej Fatagi tym bardziej technicznie – nie jest jakoś szczególnie trudno, ale wyczuwam, że końcówka tego odcinka była trudniejsza. Teraz asfalt od Fatagi – no to się zaczęło. Bardzo wyczerpujący i długi odcinek po asfalcie – bezlitosny dla rowerów górskich. Słyszę jak opony przyklejają się do drogi. Jest na taki odcinek tylko jedna rada i nazywa się „wyłącz mózg i pedałuj równo”. Wykorzystuje ten podjazd na picie z tylnych kieszonek i zjedzenie PowerBara. Na początku podjazdu wyprzedzam jeszcze klika osób, a potem już samotnie i równo jadę pod górę. Po drodze wyprzeda mnie tylko jeden zawodnik i nie jestem w stanie siedzieć mu na kole. Pojechał. Podjazd nie odpuszcza i właściwie nie można przestać pedałować bo od razu zatrzymasz się w miejscu. Przed szczytem odjazd w lewo i ponownie teren, szuter od razu prawie przechodzi w pierwszy singiel track, zjazd dosyć uważny i trzeba się skupić bo tak długi asfaltowy podjazd uśpił czujność, a tu już jakieś skałki, jakieś uskoki, uff… udało się i słyszę, że jest bufet. Muzyka gra głośno i wyczuwa się klimat hiszpańskiej „fiesty”. Myślę sobie – niech się dzieje co chce, ale tego bufetu już nie odpuszczę. Wyskakuję z pomiędzy krzaków – singiel wjeżdża w jakiś plac na którym widzę świetnie zaopatrzony bufet i kilu rowerzystów, którzy także już normalnie korzystają z jego zasobów. Zatrzymuje się, miła i uczynna obsługa tylko czeka na zawodników, ktoś uzupełnia mi bidon, jem pyszne pomarańczę, dostaję gel PowerBara, dolewam też wody do małej butelki w kieszonce – tak na wszelki wypadek – chociaż wiem, że teraz już w większości tylko zjazdy. Postój miał półtorej minuty. Ruszam dalej, zakręt w prawo i teraz czeka mnie najtrudniejsza sekcja techniczna tego maratonu. Pierwszy techniczny zjazd, ten łatwiejszy, pokonuję sprawnie – będąc w pełni skoncentrowanym. Wiem, że upadki na tych trasach to niebezpieczeństwo o wiele większe niż u nas. Tutaj każda gleba, to kontakt ze skałami – nie ma niczego co złagodzi upadek. Dojeżdżam do drugiej sekcji i tutaj się poddaję, skalne stopnie powstrzymują mnie przed jazdą, przez fragment sprowadzam rower. Wsiadam i znowu pokonuję środkową część tej sekcji. Potem ponownie sprowadzam. Mijam po drodze kogoś kto przeleciał przez kierownicę. Sekcja robi się łagodniejsza i postanawiam dalej już jechać. To naprawdę wymagający dla mnie odcinek.



Sportograf robi zdjęcia, ale na szczęście w tym miejscu jestem już na rowerze. Wypadam na asfalt i teraz odcinek powrotny po asfalcie – długi odcinek, tak długi, że momentami myślę, że zgubiłem trasę i że przeoczyłem jakiś zjazd w prawo w teren, ale po drodze mijam obsługę i oni pokazują ns migi, że dobrze jadę. W końcu dojeżdżam do zakrętu w teren, w prawo. Już z daleka jakiś sędzia krzyczy aby hamować bo zakręt ma prawie 180 stopni. Znam ten zakręt i pokonuję go sprawnie oraz następujący po nim zjazd. Od dłuższego czasu jadę już sam. Zawodnicy Giga skręcili w lewo na bufecie, który był na szczycie, tak więc teraz na trasie mam ścigaczy tylko z mojego dystansu. Widzę jednego w oddali - nie ma szans abym go doszedł – mimo, że w tych górach widać się nawzajem z daleka, to jednak wiem że dzieli mnie do niego ok 2-3 minut. Tu nie ma drzew i trasę widać jak na dłoni. Ten odcinek jechaliśmy w tamtą stronę i za chwilę ponownie znajdę się przy bufecie, który był pierwszy i teraz stał się trzecim. Znam dokładnie trasę powrotną i wiem, że ten bufet nie będzie mi już potrzebny. Mijam go i od razu za nim rozpoczyna się sekcja zajazdowa z serpentynami po 180 stopni, każdy z tych zakrętów pokryty jest bardzo zdradliwym pyłem, głębokim i suchym. Przednie koło trzeba prowadzić uważnie aby się nie pośliznąć. Zwalniam – może czasami do przesady, ale nie chcę tu zaliczyć gleby. Przede mną teraz finałowy, kilkunastokilometrowy zjazd do mety, który wiedzie niewdzięczną kamienistą drogą. Niby cały czas jest z górki, ale podłoże nie pozwala tego wykorzystać i trzeba cały czas dokręcać. Wyczerpujący odcinek. Rzuca rowerem, całe ciało przechodzi jakąś głęboką terapię wstrząsową. Niech mnie już ktoś wypuści z tej pralki. Pocieszam się, że wszyscy przez to przechodzą i jedyne co mogę zrobić to zwiększyć kadencję i starać się równomiernie kręcić. Wykorzystuję full susspension. Koniec tego odcinka następuję obok jakichś kamieniołomów i tu jest krótka chwila na uspokojenie - kilkunastometrowy asfalt, ale od razy trasa ucieka z asfaltu i wpadam na szutrówkę, łatwą i szeroką. Nie zmieniam tempa, a nawet staram się mobilizować do utrzymania prędkości. Wczoraj zapoznałem się z końcówką trasy i wiem, że czeka mnie jeszcze „golonkowa” wstawka. Ostatnie 2 minuty będzie po dnie rzeki, które jest tylko zaadoptowane do przejazdu bo trasy tam nie ma. Wczoraj przećwiczyłem to trzy razy. Wpadam tam na pełnej prędkości i wiem jak rozpracować sobie każdy odcinek, ale niestety zmęczenie jest inne niż przy wczorajszych ćwiczeniach. Na jednym kamieniu popełniłem błąd i ujechało mi przednie koło. Rower wpadł do jakiejś dziury. Szybko go wyciągam i jadę dalej. Ktoś robi zdjęcia. I tu widzę zawodnika, który miał jeszcze większe problemy, pomiędzy kamieniami pokonuje on kolejne trudności z buta. Wykorzystałem ten moment. Wyprzedzam go na kolejnym uskoku. Teraz krótki podjazd z „rzeki” na brzeg i wpadam na asfalt. Kilka krawężników i gnam do mety. Nad linią mety wyświetlany jest czas – bardzo fajna sprawa. Gnam ścigając się z sekundnikiem. Ukończyłem ten maraton. Zająłem 35/122 miejsce w klasyfikacji Open dystansu Mega oraz 6/39 miejsce w kategorii wiekowej M4.











Dane wyjazdu:
32.80 km 22.80 km teren
01:12 h 27.33 km/h:
Maks. pr.:47.80 km/h
Temperatura:12.0
HR max:170 ( 92%)
HR avg:145 ( 78%)
Podjazdy:190 m
Kalorie: 1019 kcal

jeszcze krótkie spodenki

Czwartek, 15 września 2011 | | Komentarze 0

Zwyczajna jazda po lesie... ale to już chyba ostatnie dni gdy wieczorem można wyjść na rower w ubraniu na krótko. Po godz. 19:00 już było odczuwalnie chłodno.
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
33.00 km 23.00 km teren
01:22 h 24.15 km/h:
Maks. pr.:46.00 km/h
Temperatura:30.0
HR max:167 ( 90%)
HR avg:126 ( 68%)
Podjazdy:195 m
Kalorie: 932 kcal

Garmin Edge 705 Virtual Partner #2

Sobota, 27 sierpnia 2011 | | Komentarze 0

Krótki i nie obciążający trening przed jutrzejszym krakowskim maratonem mtb. Staram się być zorienotwany na większą i miękką kadencję oraz jeden lub dwa bardzo krótkie interwały do 170bpm.
Zabrałem na kolejne testy Garmina Edge 705 i... udało się uruchomić Virtualnego Partnera w takim tybie, że mogę jechać wspólnie ze swoim wcześniejszym przejazdem tej samej trasy. Super zabawka! Na poszczególnych ekranach można w tym trybie śledzić pozycję względem Virtualnego Partnera. Oprócz znanych mi już wskażników wyrażaneych w czerwonych lub zielonych metrach moża także ogladać pozycję na mapie :-) Zaznaczony jest cały ślad trasy po której się "ścigasz" i na tej trasie są dwa małe wskaźniki - pozycja twoja i pozycja Virtualnego Partnera - takie wyświetlanie działa już jak jakaś gra :-) Jeszcze bardziej pozwala się wczuć w wirtualny wyścig i to taki, że nie wystarczy siedzieć przed telewizorem i "machać" jakimś padem :-) Tu naprawdę trzeba się zmęczyć aby wygrać, tu nie ma symulacji, tu jest prawdziwa jazda na rowerze :-) Ale ja dzisiaj się nie ścigam. Dzisiejszy GVP (czyli ja sam sprzed kilku dni), pozwala mi kontrolować trenieng tak, aby go nie przegonić :-) Jadę sobie za nim i widzę jak on ciągle się oddala, sucesywnie powiększa odległość. Czyli ja realizuję swój plan. Na podglądzie mapy widzę gdzie on już jest, a gdzie dopiero ja :-)
W takim trybie, na innym ekranie można mieć podgląd na podpowiedzi typowo nawigacyjne - Garmin podpowiada ile do nastepnego zakrętu, w którą stronę itp - czyli działa jako przewodnik - to też jest bardzo fajne. Można wgrać inny ślad trasy i przejechać go wg tych wytycznych - to jest chyba esencja tego urządzenia poniważ oprócz funkcji treningowych jego głównym zadaniem jest działanie jako przewodnik.
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
45.80 km 35.80 km teren
01:40 h 27.48 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max:163 ( 88%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy:260 m
Kalorie: 1289 kcal

Garmin Edge 705 Virtual Partner

Czwartek, 25 sierpnia 2011 | | Komentarze 2

Mam okazję przetestować Garmina Edge 705. Dzisiaj trening z Virtual Partnerem. Założenia treningu to 90min ze średnią prędkością 26km/h. Znam swoją treningową leśną pętlę i często udaje mi się tam wykręcić średnią prędkość ok 27km/h, a jako że dzisiaj trening nie miał być jakiś mocny to postanowiłem gonić GVP (Garmin Virtual Partner). Na ekranie widać wirtualnego kolarza i bezpośrednie porównanie odległości :-) Odległość na czerwono oznacza, że zostrajesz z tyłu, a gdy go dogonisz i przegonisz odległość pokazywana jest na zielono :-)
Na starcie gdzieś po asfaltach trzymam tempo z łatwością, ale... zatrzymuję się na chwilę aby coś poprawić... a ten GVP gna w tym momencie nadal ze swoją zadaną 26km/h. Ha! Widzę tylko na odległości, że czerwona cyfra rośnie... Ruszam i mam już ponad 500m straty. Czy to da się nadrobić? Początkowo gnam po lesie 30km/h i czerwona cyfra się zmniejsza czyli doganiam go. Chwila utrudnień na trasie i znowu zostaję w tyle :-) No tak... ja tu walczę z leśną ścieżką, a GVP gna w tym czasie jak po szynach, ze stałą prędkością 26km/h. Ciekawe, tracę już 900m. No ale znowu wpadam na łatwiejszy odcinek i przyspieszam, doganiam. Po ponad 10km zrównałem się z GVP i nawet trochę go przegoniłem. Kilkanaście metrów przewagi pozwoliło mi na trudniejszym odcinku przetrwać dłużej na prowadzeniu, ale ten odcinek jest zbyt długi i moja prędkość spada, GVP wychopdzi na 200m prowadzenie. Potem ponownie go wyprzedzam. Jedna pętla to ok. 11km (24min) i rzeczywiście udaje mi się utrzymać zakładane tempo, trzymam się równo z GVP, i co ważne większość trasy jadę w tlenie lub na progu AT.
90min treningu przeleciało i zrobiło się ciemno. Wracałem już przy oświetleniu.

Jeszcze ciekawszą opcją było by ściganie się z samym sobą, czyli z wcześniej nagranym śladem. Nie wiem czy jest w tym urządzeniu taka możliwość. To by pozwalało bardziej adekwatnie obserwować przebieg treningu wspólnego z Virtual Partnerem i mieć bardziej wyrównane szanse na poszczególnych odcinkach trasy.

Oczywiście po treningu wgrałem dane do aplikacji, którą Garmin udostępnia ONLine na connect.garmnin.com


Krótkie objaśnienie jak to działa - Garmin Edge 705 Virtual Partner:

.
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
35.00 km 25.00 km teren
01:16 h 27.63 km/h:
Maks. pr.:53.40 km/h
Temperatura:21.0
HR max:170 ( 92%)
HR avg:145 ( 78%)
Podjazdy:167 m
Kalorie: 977 kcal

wiatrzysko

Niedziela, 7 sierpnia 2011 | | Komentarze 0

Pogodę zapowiadano deszczową. Czekałem i czekałem i nie padało. Pozbierałem się i trochę pojeździłem na rowerze. Wiatrzysko było okropne, ale ja bardzo lubię wiatr, no może niekoniecznie gdy jestem w tym czasie na rowerze. Nie spadła ani kropla deszczu. Wiatr ponownie wykorzystałem jako trenera :-)

Obciążenie: 163

Aktualizacja: o godz. 21:40 ulewa :-)
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
61.70 km 50.00 km teren
02:18 h 26.83 km/h:
Maks. pr.:47.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max:170 ( 92%)
HR avg:146 ( 79%)
Podjazdy:325 m
Kalorie: 1992 kcal

kciuk anty moc

Sobota, 6 sierpnia 2011 | | Komentarze 0

Dzisiaj zacznę od wniosków po treningowych...
Najważniejszy to taki, że kciuk jest tak sprzężony z mózgiem, że w chwili pojawienia się obciążenia reaguje specyficznym ruchem na manetkę powodując obniżenie generowania mocy i... muszę przyznać, że to chyba dzieje się podświadomie :-)

A skąd taki wniosek... ano prosta sprawa - wybrałem się na rower w okoliczne lasy i na jednym z podjazdów na 11km, moc na korbie pojawiła się konkretna, a więc kciuk zapracował... no i usłyszałem niepokojący chrzęst gdzieś w okolicach tylnej przerzutki i zanim się zorientowałem co się stało... linka przrzutki została urwana z powodu zablokowania wózka. Wkręcony patyk pomiędzy wózek przerzutki i zębatkę zblokował ten precyzyjnie działający układ :-) Co za tym idzie... zatrzymałem się... wyplątałem patyk z tego układu, a wózek przerzutki natychmiast został ściągnięty sprężyną, która pozbyła się oporu linki no i przez to łańcuch powędrował na najmniejszą zębatkę... no to się zrobiło ciekawe. Pierwszy pomysł jaki mi przyszedł do głowy to wracać do domu i koniec treningu. Ale jako, że musiałem jeszcze chwilę jechać po tym lesie to pomyślałem, że własciwie dlaczego by nie zrobić treningu bardziej siłowego. Zernąłem na awarię ponownie - urwana linka wisiała, ale w bezpieczny sposób. Dokończyłem planowane 60km jadąc tylko na 44 lub 32 z przodu i tylko na 11 z tyłu. Tylko trochę zmodyfikowałem treningową pętlę pozbywając się trzech krótkich podjazdów bo 32/11... Kilka pierwszych kilometrów było ciekawym doświadczeniem bo... na podjazdach mimo zerwanej linki kciuk reagował standardowo... koniecznie chciał obniżyć generowaną moc. Ale potem już sobie "odpuściłem" zmienianie przerzutek. Przeciągnąłem się przez te 60 km - jakoś poszło.

Obciążenie: 317

Czy ktoś wie czy można kupić samą linkę do pancerzy Gore-Ride-On, bo ta urwana dzisiaj linka to właśnie taki zestaw. Jest używany od 3 lat - jest absolutnie niezawodny i nie wiem czy można założyć tylko linkę czy trzeba będzie wymienić całość zestawu.

EDIT:
W firmie VELO można zakupić, na zamówienie, samą linkę Gore Ride On, zarówno w pancerzu jak i bez pancerza.

.
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
41.40 km 30.00 km teren
01:33 h 26.71 km/h:
Maks. pr.:52.80 km/h
Temperatura:20.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:250 m
Kalorie: 1288 kcal

kilka km po przerwie

Czwartek, 4 sierpnia 2011 | | Komentarze 0

Najzwyklejsze rowerowanie. Myślałem, że w lesie będzie już trochę lepiej po ostatnich deszczach. Niestety jeszcze było sporo błota. Rower po maratonie w Głuszycy doprowadziłem do jako takiego porządku i jeździ :-)

Obciążenie: 222
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
32.40 km 20.00 km teren
01:20 h 24.30 km/h:
Maks. pr.:45.60 km/h
Temperatura:29.0
HR max:173 ( 94%)
HR avg:137 ( 74%)
Podjazdy:270 m
Kalorie: 1012 kcal

jutro maraton

Sobota, 9 lipca 2011 | | Komentarze 0

Czas siąść na rower bo przecież jutro maraton :-)

Obciążenie: 160
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
45.00 km 45.00 km teren
03:23 h 13.30 km/h:
Maks. pr.:53.00 km/h
Temperatura:
HR max:169 ( 91%)
HR avg:131 ( 71%)
Podjazdy:1600 m
Kalorie: 2800 kcal

krótki zwiad w Ustroniu

Niedziela, 19 czerwca 2011 | | Komentarze 0

Propozycja trasy maratonu pojawiła się u GG dlatego można było zrobić objazd i rozpoznać jak to wygląda w terenie.



Obciążenie: 370
Kategoria rowerem


Dane wyjazdu:
69.30 km 69.30 km teren
02:39 h 26.15 km/h:
Maks. pr.:52.60 km/h
Temperatura:30.0
HR max:175 ( 95%)
HR avg:148 ( 80%)
Podjazdy:360 m
Kalorie: 2331 kcal

niedziela na granicy burzy

Niedziela, 5 czerwca 2011 | | Komentarze 0

Upał podobny jak wczoraj. Zabieram więcej picia i obiecuję sobie uzupełniać bidom wodą. Niestety pogoda zapowiada mi mniej przyjazne warunki niż wczoraj, ale co tam. Ubieram swoje niedzielne ubranko w kolorze białym i mknę przez las. Dobre tempo. Eksperymenty z siodełkiem okazały się jak na razie bezcelowe. Poprzednia wysokość była w porządku i tak zostaje.
Dzisiaj radość z jazdy jest jeszcze większa. Leśna prędkość przelotowa to trochę ponad 30km/h i tego się trzymam :-) Już nie kombinuję, nie powstrzymują mnie asfaltowe drogi z samochodami i wybieranie szlaku w lesie idzie bardzo płynnie. Przy każdej okazji gdy tylko jestem w miejscu wczorajszej agrafki XC wykorzystuję ją i dodaję to małe utrudnienie. Piję więcej i w trakcie treningu robię krótką przerwę na uzupełnienie wody w bidonie i jest to znacznie rozsądniejsze i poprawia moje samopoczucie z dwóch powodów... po pierwsze mam więcej picia, a po drugie mam poczucie pracowania nad sobą :-)
Ciągle gonię się dzisiaj z burzą, mam dobry nastrój, trening układa się bardzo dobrze, i nie chcę schodzić z trasy, ale już momentami łapią mnie krople deszczu, które pojawiają się gdy zbliżam się do krawędzi ciężkich chmur. Potem znowu odjeżdżam i deszczu nie ma i tak na okrągło. Po dwóch i pół godzinie zrywa się już taki wiatr, że znacząco utrudnia jazdę - burza jest coraz bliżej, i dostaję coraz większymi kroplami deszczu - jeszcze nie ma ulewnego deszczu, ale granat nieba zwiastuje ulewę. Nie ma co dłużej się kręcić po lesie - wystarczy - wracam.

Dzisiaj utrata wagi to 73,8kg przed treningiem i 72,8kg po treningu czyli 1kg "in minus", a to jest 1,3% mojej wagi. Taka utrata wody jest praktycznie nie odczuwalna, nie wpływa na samopoczucie, chociaż na pewno ma wpływ na wydolność. Ale taka utrata wody nie powoduje takich niemiłych objawów jak wczoraj. Dzisiaj czuję się normalnie.

Obciążenie: 375
Kategoria rowerem