Info
Ten blog rowerowy prowadzi am70 z miasta Żory. Mam przejechane 3395.44 kilometrów w tym 2544.60 w terenie.Więcej o mnie.
Codzienność trenowania GoogleDoc Ważenie oficjalne 31.03.12 GoogleDoc Endomondo
Tweets by @artmaz70
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2012, Marzec1 - 0
- 2012, Luty1 - 2
- 2012, Styczeń8 - 1
- 2011, Grudzień4 - 1
- 2011, Listopad1 - 4
- 2011, Październik3 - 0
- 2011, Wrzesień1 - 0
- 2011, Sierpień7 - 2
- 2011, Lipiec7 - 0
- 2011, Czerwiec10 - 1
- 2011, Maj25 - 10
- 2011, Kwiecień16 - 1
- 2011, Marzec16 - 0
- 2011, Luty21 - 0
- 2011, Styczeń20 - 2
- 2010, Grudzień19 - 3
- 2010, Listopad15 - 3
- 2010, Październik16 - 0
- 2010, Wrzesień15 - 0
- 2010, Sierpień16 - 2
- 2010, Lipiec15 - 0
- 2010, Czerwiec16 - 4
- 2010, Maj16 - 5
- 2010, Kwiecień17 - 10
- 2010, Marzec19 - 0
- 2010, Luty1 - 0
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
01:34 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:179 ( 92%)
HR avg:154 ( 79%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1312 kcal
Rower: Spinner Bike
spin'n'self'n'mix (541)
Piątek, 21 maja 2010 | | Komentarze 0
Słuchawki na uszy i trening, pulsometr pozwala utrzymać odpowiednią wydajność i pomaga się mobilizować, planowałem 60min, ale wyszł 90min, też dobrze, jakoś długo się rozkręcałem, już wydawało się że niewiele wyjdzie z tego treningu, ale wkręciłem się i w końcu zacząłem jechać normalnie, w bardzo mieszanym stylu, trochę kadencji, trochę siły, taki całkiem swobodny misz-masz, wyszło dobrze. 65min w strefie 80-93%HR.Potem jeszcze próba sił z maszyną. Sezon już rozpoczety i dobrze jest wiedzieć jak to wygląda w takim okresie. Rozgrzane mięśnie po takim treningu napawały optymizmem i poszło nieźle, podtrzymywanie siły a może bardziej sprawdzenie siły. Współczynnik przy dzisiejszej wadze (73,8kg) wyszedł 2,168 czyli bardzo dobrze jak na mnie.
Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
00:55 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:176 ( 91%)
HR avg:144 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 697 kcal
Rower: Spinner Bike
i już spinning (540)
Poniedziałek, 17 maja 2010 | | Komentarze 0
Świetny nastrój do jazdy, bardzo dobra forma, motywacja i skupienie, wszystko się poskładało i pojechałem sobie z wielka przyjemnością i radością te zajęcia. Myśle że wieki udział ma w tym dobrze przejechany maraton w Złotym Stoku z któego jestem zadowolony bo było to właśnie kolartwo górskie :-)Fajne mocne zajęcia, trening że ho... ho...
Zasadniczy trenig to 55min, ale całe całe moje "kręcenie" dzisiaj to 1h44min. Jakieś takie poczucie energii miałem :-)
Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
50.00 km
50.00 km teren
04:00 h
12.50 km/h:
Maks. pr.:55.20 km/h
Temperatura:7.0
HR max:180 ( 93%)
HR avg:160 ( 82%)
Podjazdy:1825 m
Kalorie: 3587 kcal
Rower: Giant - Second Hand
Złoto, błoto i MTB (34)
Sobota, 15 maja 2010 | | Komentarze 2
Karpacz, Karpacz, Karpacz. Pamiętam jak trudno się zapowiadało. Pamiętam jak w Internecie brzmiały przerażające opisy trasy. Dzisiaj już wiem, że to był tylko prolog do górskiego ścigania. Dzisiaj już wiem, że w Złotym Stoku dostaliśmy prawdziwą próbkę MTB. Jak to przystało na „Pure MTB” mogłem znaleźć na tej trasie wszystko czego oczekuję w tym sporcie. „Esencja” skumulowała się w świetnie ułożoną trasę, dużą dawkę trudność i odpowiednią aurę. Jedyną substancją rozcieńczającą tą „esencję” była woda, woda która utworzyła piękne, górskie błoto na całej trasie.Start na dystans MEGA z rynku w Złotym Stoku o 11:00 i to jak zwykle pod górkę. Po krótkiej, wspólnej rozgrzewce ustawiamy się z Dorotą w trzecim sektorze. Miałem to szczęście jeszcze raz startować z trzeciego sektora – fajnie, ale nie wiem czy umiem to wykorzystać. Muszę chyba bardziej przykładać się do samego startu. Jakoś tak długo się rozkręcam gdy inni już pognali. Od razu trasa staje się długim prawie 10 km podjazdem, a ja od razu staram się ubłocić jak najbardziej się da. Długie szeregi maratończyków wyprzedzam tą „gorszą” stroną. To załatwia sprawę ubłocenia. Bardzo szybko dochodzę do tego stanu gdy jest mi wszystko jedno, a to poprawia mi psychikę i mogę już wtedy normalnie jechać. W początkowej fazie trasy jest ten nieszczęsny dla mnie zjazd. Jak zwykle Sportograf ustawia się tam do zdjęć. Tą sekcję przejeżdżam sprawnie, ale ostatnią, po zakręcie w lewo jednak sprowadzam. Warunki ciężkie, wszystko się obsuwa i nie umiem opanować i wyczuć hamulca aby pokonać ten odcinek. Tak więc kilka metrów w dół z buta. Ktoś obok ląduje w choinkach. Ja doskonale pamiętam swój upadek, a właściwie salto w tył na tym zjeździe podczas którego rozwaliłem kask uderzając tyłem głowy o glebę. Ale takie odcinki nie są kluczowe gdy pokonuje się je rozsądnie. Wygrać maratonu na nich nie wygrasz, ale możesz się pożegnać z maratonem gdy coś zawalisz. Potem także zjazd ale ten jest już bardzo techniczny. Luźne kamienie i długość tego zjazdu pozwala poczuć tricepsy. Dojeżdżam do bufetu. Obowiązkowy postój. Odżywianie-nawadnianie. Mimo, że nie czuję wielkich potrzeb to uzupełniam zapasy bo wiem, że w takich warunkach nie do końca mogę ufać organizmowi. A rady najlepszych to właśnie: odżywianie i nawadnianie. Obowiązkowe mycie okularów bo nic nie widać. Błoto jest wszędzie. Na kolejnym podjeździe przysłuchuję się rowerowi. Coś jest nie tak. Z tyłu dochodzi mnie dziwny dźwięk, ale wszystko działa w porządku. Jadę dalej. Jeden z odcinków to bardzo szybki szutrowy, długi zjazd. Droga utwardzona jest czym w rodzaju cementowej mączki. Ktoś przede mną zacementował mnie całego w tej dziwnej substancji. I o ile wszystko było mokre to jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego jak to wygląda to jednak potem z biegiem czasu gdy biała substancja zaczęła schnąć okazało się, że jestem pokryty białą skorupą dziwnego błota.
Trasa w tym roku tak poukładana że już mijają mnie zawodnicy GIGA. Staram się czasami załapac na jakiś fragment i podciągnąć trochę za nimi. Zazwyczaj są to odcinki ok. 30sekundowe bo chłopaki tak cisną pod górę że nie jestem w stanie tak pracować ich tempem. Ale jeden raz udaje mi się złapać równe tempo z „gigowcem” i tak robię z nim jeden z długich podjazdów. Tempo dla mnie zabójcze. Dziwne uczucie mijać na tym podjeździe tyle osób, ale starałem się siedzieć na kole jak najdłużej i do momentu gdy podjazd był po w miarę łatwym terenie jakoś mi to szło – trzymałem koło, ale potem zaczął się trudniejszy technicznie fragment i niestety tego już nie wytrzymałem, a „gigowiec” jakby nigdy nic, nie zmieniając tempa pojechał sobie dalej.
Po „check point’cie” dogoniłem Marcina, ale tylko z tego powodu, że Marcin walczył ze skurczami. Dokuczały mu tak bardzo, że musiał na chwilę zejść z roweru. Przez jakiś czas jedziemy razem, ale z biegiem czasu Marcin pomału coraz to bardziej oddala się na kolejnych podjazdach.
Podjazd pod słynną „Borówkową” czasami zmusza mnie do podchodzenia. Niestety niektóre krótkie strome odcinki pokonują mnie i nie umiem ich podjechać. Nic to – walczę z trasą i mimo wszystko nadal czuję że jeszcze mnie nie pokonała. Zjazd z „Borówkowej” jest troche owiany legendą i chyba słusznie. Pierwsza sekcja tego zjazdu jest naprawdę wymagająca. Co bardziej niebezpieczne kamienie oznaczone pomarańczowymi malowanymi krzyżykami. Prawie cały zjazd udaje mi się zjechać w swoim tempie. Ostatnie kilka metrów muszę zejść – chociaż nie wiem co się do tego przyczyniło – nie pamiętam, ale jednak kilka metrów musiałem zejść. Potem łatwiejsza sekcja i o wiele szybsza. Tu już jadę wszystko. Przypominam sobie z każdym metrem jak to było rok temu. „Legenda Borówkowej” po raz kolejny się umacnia w mojej głowie - to kawał dobrego MTB. Zjazd jest naprawdę trudny. Średnia prędkość na tym zjeździe to u mnie 12,4km/h, a maksymalna to 28,1km/h (nachylenie średnie to -9,8%, długość to 3,3km) Jak widać nie są to oszałamiające osiągi jak na zjazd.
Po zjeździe bufet na którym dowiaduję się że do końca jeszcze 12km. Uzupełniam bidon, podjadam pomarańcze i ruszam dalej w dobrym nastroju – podbudowany satysfakcją z pokonania tego wymagającego zjazdu. Kolejny podjazd i mam już dosyć. Zmęczenie daje się we znaki. Już nie chcę podjeżdżać. Już chcę do mety. Na szczycie podjazdu skręt ostro w lewo i w dół. Jakiś fotograf krzyczy że za chwilę masakryczny podjazd. Znowu? No nie! I jest. Gdy zobaczyłem ten podjazd to nawet nie próbowałem się z nim mierzyć od razu „z buta”. Zaczyna się odcinek XC. Tego odcinak chyba miało nie być, ale widocznie jego atrakcyjność jest ważniejsza i dołączono go do trasy. Mimo że ledwo co sobie z tym radzę to jednak uważam że to dobry pomysł. Krótkie zjazdy i podjazdy potrafią zamęczyć. Satysfakcję daje mi pokonanie każdej takiej trudności ale jednak nie z każdą sobie radzę. Czasami zaliczam jakieś podknięcia. W końcowej sekcji przy trzech wykrzyknikach zjeżdżam ale jednak musze się zatrzymać bo brakło mi trasy – wyniosło mnie w krzaki. Zatrzymałem się i wróciłem na trasę. Jadę. Udało się. Gdzieś tam łapie mnie na fotki Sportograf. (Sekcja XC trwała 2,3km i ma 122m przewyższenia, jechałem tam 17 minut, średnia prędkość to 8,6km). Potem XC zmienił się na szczęście już w ostatni zjazd. Szeroka szutrowa droga prowokuje do przyspieszenia. Jeszcze 2,5km. Prędkość wzrasta do ponad 44km i pędzę do mety. Wjeżdżam do kamieniołomu. To już niedaleko. Asfalt i już widać „balony”. I tu niespodzianka. Przed samą metą, na brukowanej kostce przed ostatnim zakrętem wytaśmowane są zakosy aby obowiązkowo zwolnić. Hmm… no tak to niebezpieczny fragment. Pamiętam to z poprzedniego roku. Było ostro gdy ludzie wpadali na kostkę z taką prędkością i próbowali skręcić 90 stopni do mety. Tym razem jest trochę bezpieczniej. Mieszczę się w wytaśmowanej trasie i jestem na mecie. Czas na MEGA = 4:00:51.
kategoria Open M ilość zawodników: 406
zajęte miejsce OPEN: 131
procentowo w stawce [%]: 32,27
czas zwycięzcy: 02:49:13
mój czas: 04:00:51
strata do zwycięzcy: 01:11:38
strata do zwycięzcy w %: 42,33
kategoria M3 ilość zawodników: 153
zajęte miejsce M3: 43
procentowo w stawce %: 28,1
czas zwycięzcy: 02:59:08
mój czas: 04:00:51
strata do zwycięzcy M3: 01:01:43
strata do zwycięzcy M3 w %: 34,45
miejsce w klasyfikacji generalnej MEGA M3: 25/351
klasyfikacja GENERALNA M3: 73/516
średnia prędkość zwycięzcy OPEN: 17,738 km/h
średnia prędkość zwycięzcy M3: 16,752 km/h
średnia prędkość moja: 12,473 km/h
prędkość max: 55 km/h
przewyższenie [m]: 1830 (licznik Polar)
średnie HR [uderz/min]: 160
max HR [uderz/min]: 180
różnica maxHR-śrHR: 20
kadencja średnia [obr/min]: n/a
kadencja maksymalna [obr/min]: n/a
różnica w prędkości średniej OPEN: 5,265
różnica w prędkości średniej M3: 4,279
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
01:09 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:157 ( 81%)
HR avg:141 ( 73%)
Podjazdy: m
Kalorie: 856 kcal
Rower: Spinner Bike
spokojnie (539)
Środa, 12 maja 2010 | | Komentarze 0
Zbliżający się maraton ustawia trening na poziomie 70-80%HR. Bardzo równomiernie dobieram obciążenie i kadencję. Spokojny trening ale z pełną koncentracją. Tak to bywa na spinnigu że często można dać się "ponieść" muzyce... musiałem walczyć aby utrzymać te 80% :-) Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
01:16 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:171 ( 88%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 956 kcal
Rower: Spinner Bike
...że niby poniedziałek (538)
Poniedziałek, 10 maja 2010 | | Komentarze 0
Poniedziałek. Spokojniej na zajęciach. Całość to ciągle podjazdy. Całe zajęcia kręcę z dosyć wysoką mocą ale już z niższą kadencją i spokojniej. Dobry i upilnowany trening na granicy beztlenowej. Chociaż momentami było bardzo ciężko tak się pilnować bo moc mnie trochę roznosiła i aż prosiło się o wejście w wyższe HR, a przecież w sobotę start w Złotym Stoku.30 minut w zakresie około 80% HR max, a reszta poniżej 80% HR max, czyli bez wielkich szaleństw.
Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
01:03 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:190 ( 98%)
HR avg:158 ( 81%)
Podjazdy: m
Kalorie: 954 kcal
Rower: Spinner Bike
sobotnia moc (537)
Sobota, 8 maja 2010 | | Komentarze 2
Sobota. Spinning w dobrych godzinach. Już w drodze na spinning jakaś nowa radiowa muzyka wprowadza nastrój. Na zajęciach robię kontynuację wczorajszego stylu jazdy. Wysoka kadencja, duże obciążenie i właściwie jeszcze mocniejsza jazda. Ray Charles (98% HRmax) wygrywa z Lady Gagą (96% HRmax). Ale oboje wiodą prym w dzisiejszym nakręcaniu. Wykręciło mnie aż na 98% HRmax.17 min powyżej 90% HRmax.
Muzyka na spinningowe rozkręcenie i nie tylko, bo to da się całkiem dobrze pojechać w trakcie zajęć to Dan Ballan "Chica Bomb".
Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
00:53 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:187 ( 96%)
HR avg:154 ( 79%)
Podjazdy: m
Kalorie: 762 kcal
Rower: Spinner Bike
spin'n'self (536)
Piątek, 7 maja 2010 | | Komentarze 0
Piątek. Wymyśliłem że pojadę samodzielnie i skończę jakoś tak przed zajęciami spinningu. Dobry nastrój i dobra dyspozycja spowodowała mocną godzinę jazdy. Muzyka w słuchawkach mobilizowała. Wysoka kadencja ale przy dużych obciążeniach – czyli starałem się zasymulować podjazd. To na podjazdach mam zawsze kłopoty tak więc trzeba to trenować bo to jedyna droga do poprawienia tej umiejętności. I dzisiaj podczas tego samodzielnego treningu udało mi się to potrenować. Jestem zadowolony z tego treningu.Przez 60% czasu jechałem powyżej 80% HRmax.
Kategoria spinning
Dane wyjazdu:
19.50 km
19.50 km teren
01:20 h
14.62 km/h:
Maks. pr.:35.60 km/h
Temperatura:10.0
HR max:152 ( 78%)
HR avg:126 ( 65%)
Podjazdy:375 m
Kalorie: 799 kcal
Rower: Giant - Second Hand
Singltrek pod Smrkem
Niedziela, 2 maja 2010 | | Komentarze 0
Pomaratonowa niedziela. Za oknem pogoda niezmienna a na dodatek zanosi się na deszcz. Dzień zaczynamy z Dorotą bardzo spokojnym wspólnym śniadaniem. W taki pomaratonowy dzień nie ma śladu po przedstartowym stresie. W planie dzisiaj wycieczka do południowych sąsiadów. W niedalekim Nowym Mieście znajduje się przygotowana rowerowa ścieżka "Singltrek pod Smrkem" Naczytaliśmy się w o niej w Internecie i dzisiaj mamy zamiar ją przejechać.Spotkanie z GMT zaraz po śniadaniu. Pakujemy się w dwa samochody. Sprawnie pokonujemy 60km i w okolicach Nowego Miasta szukamy miejsca startu na ową ścieżkę. „Koniec języka za przewodnika” i znajdujemy mały parking w lesie. Pogoda się pogarsza, zaczyna padać deszcz, ale skoro już dotarliśmy na miejsce to ruszamy. Zapoznajemy się z mapą. Dorota robi zdjęcie tej mapy i w ten sposób mamy mapę „pod ręką”. To był dobry pomysł bo mapa przydaje się kilka razy na trasie.
Pierwsze kilkanaście metrów szybko mówi nam o co będzie chodziło na tej trasie. Wąska ścieżka, utwardzona tłuczniem i poprowadzona bardzo ciasno między drzewami. Pokonywanie takiej trasy robi się emocjonujące gdy tylko zaczyna się przyspieszać. Po tej wprawce wypadamy na wąski asfalt, który długim podjazdem prowadzi nas na najwyższy punkt na trasie i od tego miejsca trasa układa się już znacznie łagodniej. Na szczycie jesteśmy absolutnie przemoczeni, a kilka metrów asfaltowego zjazdu dokańcza dzieła i już jest mi wszystko jedno czy pada deszcz czy nie. Zaczynam czuć już tylko radość z jazdy. Z asfaltu ostry zakręt w prawo i od razu wpadamy na kolejny odcinek „singla”. Trasa się rozkręca i robi się coraz atrakcyjniej. Kałuże, deszcz, błoto i wąska trasa podkręcają adrenalinę. Dojeżdżamy do półmetka. Spotykamy jakichś Czechów, którzy udzielą nam kilku rad co do trasy i jej newralgicznych miejsc. Wskazówki okazują się przydatne. Korzystając z tej wiedzy pokonujemy „singla” sprawnie i nie mamy większych kłopotów ze znajdywaniem szlaku w lesie. Gdzieś po drodze spotkaliśmy pracowników, którzy ciągle pracują nad budowaniem ścieżki. Widzieliśmy jaka to mozolna i ciężka praca ale trzeba przyznać że efekt jest godny podziwu. Jedzie się świetnie. Wszyscy są zachwyceni. Obiecujemy sobie, że na pewno trzeba tu wrócić przy lepszej pogodzie. Robimy trochę zdjęć, chociaż pogoda jest mało fotogeniczna.
Kończymy pętlę i dojeżdżamy na parking. Deszcz przestał padać. Małe to pocieszenie bo i tak jesteśmy przemoczeni. Pakujemy całe nasze błoto do samochodów i wracamy w dobrych nastrojach do Karpacza. Wieczorem kolacja i zachwyt nad czeskim „Singltrekiem”. Trzeba tam powrócić.
Wskazówki dla szukających trasy dojazdu :)
Oto w poniższym "linku" trasa z Karpacza wiodąca na parking przy starcie na Singltrek. W Nowym Mieście pod Smrkiem, z rynku należy skręcić w lewo i kierować się na "futbolowy stadion". Do stadionu dojeżdża się coraz to węższą asfaltową drogą. Stadion jest po prawej stronie tej drogi. Mijamy go i pniemy się samochodami w górę dalej tą wąską asfaltową drogą. Po kilkuset metrach dojeżdżamy do małego leśnego parkigu. To jest miejsce startu. Przy skraju parkigu, pod lasem, znajduje się mapa całego szlaku.
Cały szlak obecnie wytyczony jest w lesie przy pomocy bardzo niskich drewnianych kołków wbitych w ziemię. Kołki mają różne kolory na różnych odcinkach. Zaczynamy od koloru różowego, a potem możemy znaleźć także zielone i niebieskie. Na jednym z odcinków zrobione są już także oficjalne oznaczenia, wysokie drewniane tabliczki z niebieskim symbolem "S".
Trasa z Karpacza na start Singltreka pod Smrkem
Naprawdę warto :)
Oficjalna reklamówka.
Kategoria rowerem
Dane wyjazdu:
51.40 km
51.40 km teren
03:39 h
14.08 km/h:
Maks. pr.:54.30 km/h
Temperatura:16.0
HR max:183 ( 94%)
HR avg:164 ( 84%)
Podjazdy:1680 m
Kalorie: 3427 kcal
Rower: Giant - Second Hand
#3/2010 Karpacz (33)
Sobota, 1 maja 2010 | | Komentarze 0
Start w Karpaczu. Ile się nasłuchaliśmy wszyscy o tegorocznym Karpaczu? Trasa z samych opowiadań zapowiadała się wyśmienicie, a może nawet karkołomnie. Atmosfera została odpowiednio zbudowana (czyt. podkręcona) wśród maratończyków na forum GG. Należało się tylko bać i dobierać odpowiednie opony.Rano, wspólnie z Dorotą, jemy bardzo dobre śniadanie. To nas dobrze nastraja do startu w maratonie.
Pierwszy raz miałem okazję wystartować w górskim maratonie z sektora startowego. Czy to wpłynęło na wynik? Nie wiem. Na razie tego nie wiem, ponieważ za mało mam dowodów na to abym mógł to osądzić. Na pewno powoduje to nowe okoliczności bezpośrednio po starcie. Jest mniejszy tłok. Ale… w Karpaczu to akurat nie jest problem ponieważ kilka pierwszych kilometrów biegnie po asfaltowym podjeździe w centrum miasta (obstawionym niezliczoną ilością kibiców) i tłok między zawodnikami nie jest tam żadna przeszkodą. Do czasu skrętu na pierwszy szutrowy zjazd, stawka jest na tyle poukładana, że chyba nie sposób odczuć korzyść ze startu z sektora. Tak czy inaczej daje to na pewno jakiś komfort. Tylko pogodzić się trzeba z tym, że na moim poziome jazdy i zarazem starcie z sektora, zawsze będzie więcej mnie wyprzedających niż tych których ja wyprzedzam, a przynajmniej takie mam wrażenie. Ale nic to. Sektor to sektor i już. Fajna sprawa. Czy uda się utrzymać sektor na górskim maratonie? Oj… to jest dla mnie poważne wyzwanie.
Trasa maratonu ułożona wyśmienicie. Długie podjazdy, wymęczone w pocie młynka, a do tego zjazdy o dużej trudności i wymaganiach technicznych z górnej półki. Ukłony w stronę układających trasę. Widać że trasa jest pokombinowana ale zarazem przemyślana pod kątem maratonu. Myślę że będzie to jedna z tych tras która zapadnie w pamięć właśnie z powodu ogólnej atrakcyjności. Na szczęście w czasie maratonu nie padał deszcz. Było tylko trochę mokro po nocnych opadach. Podczas deszczu ta trasa zrobiłaby się momentami niebezpieczna. Trudność wzrosła by o jedną „gwiazdkę” w górę.
Pokonałem ten maraton na odpowiednim dla siebie poziomie. Udało się i nie miałem kłopotów technicznych, ani żadnych wywrotek. Ale nie obyło się bez podchodzenia czy schodzenia na trasie, ale odcinki pokonane z „buta” nie były zbyt długie. Nie sprawiły również pogorszenia mojego psychicznego nastawienia – co czasami się zdarza – gdy czuję, że trasa mnie pokonuje. Tym razem nie miałem uczucia, że trasa mnie pokonała mimo konieczności pokonania jakiejś trudności z „buta”. Myślę, że to dlatego, że z buta dawałem naprawdę tylko kilka razy i to na odcinkach, które naprawdę budziły mój respekt. Oceniam jednak, że dla lepszych zawodników trasa była chyba w całości do przejechania, a przede mną jeszcze trochę pracy i treningów zostało, aby radzić sobie jeszcze lepiej. Jednocześnie mogę napisać, że widziałem wiele upadków innych zawodników. Czasami nawet po dwa trzy upadki pod rząd na odcinku 50m zjazdów.
Moje treningi w opanowywaniu roweru przynoszą chyba efekty. Wszelkie wcześniejsze trasy, które zrobiłem na nowym rowerze jak najbardziej się przydały. I chociaż moja integracja z Anthemem to jeszcze nie to samo co z poprzednim NRSem to jednak czuję się coraz to lepiej na tym nowym rowerze. Przyjdzie czas, że będę mógł wykorzystać coraz to więcej jego atutów. Pierwszy raz na maratonie mogłem poczuć i potwierdzić sobie, istotność dobrych hamulców. Wszystkie wcześniejsze obserwacje się potwierdziły. Hamulce tarczowe przenoszą mnie w inny świat zjazdów i możliwości na zjazdach. Wyraźnie czuję, że mogę o wiele lepiej kontrolować rower i to też staram się robić – decydując się na coraz to trudniejsze zjazdy właśnie dzięki hamulcom i coraz to lepszej kontroli nad rowerem.
Słabo jak na razie jest dobrane zgranie amortyzatorów, ale co do tego to potrzebuję więcej obserwacji i więcej próbnych ustawień w takich trudnych warunkach. To jeszcze przede mną.
Jakość pracy przerzutek XTR jest bardzo dobra. Kultura pracy tego mechanizmu jest zadziwiająca. Właściwie zapominam o dobrych zasadach używania przerzutek. Wszystko reaguje w momencie gdy tego potrzebuję. To w wielu momentach pomaga – albo inaczej… to wielu momentach nie powoduje dodatkowych kłopotów.
Maraton przejechałem w pełnej koncentracji. Sił i motywacji wystarczyło, chociaż były chwile, że po 45km chciałem aby się to już skończyło. Ale gdy wyskoczyłem z ostatniego zjazdu na asfalt przed metą, gdy pojawił się dobrze znany ostatni podjazd i zakręt w lewo – wiedziałem, że poradziłem sobie z trasą GG w Karpaczu po raz czwarty. I mało tego… odegrałem się za poprzednie starty, gdy to za każdym razem miałem jakąś awarię techniczną. Tym razem rozprawiłem się z tą trasą najlepiej ze wszystkich swoich startów tutaj i jestem zadowolony z uzyskanego wyniku.
Więcej o wyniku:
nr startowy: 4409
dystans [km]: 51,4
kategoria Open M+K ilość zawodników: 709
zajęte miejsce OPEN: 216
procentowo w stawce [%]: 30,47
czas zwycięzcy: 02:29:51
mój czas: 03:39:13
strata do zwycięzcy: 01:09:22
strata do zwycięzcy w %: 46,29
kategoria M3 ilość zawodników: 235
zajęte miejsce M3: 64
procentowo w stawce [%]: 27,23
czas zwycięzcy M3: 02:39:05
mój czas: 03:39:13
strata do zwycięzcy M3: 01:00:08
strata do zwycięzcy M3 w %: 37,8
ilość punktów w kategorii MEGA M3: 290
miejsce w kategorii generalnej MEGA M3: 40/307
średnia prędkość zwycięzcy OPEN: 20,627
średnia prędkość zwycięzcy M3: 19,390
średnia prędkość moja [km/h]: 14,074
prędkość max: 54,3 km/h
przewyższenie [m]: 1745 (licznik Polar)
średnie HR [uderz/min] : 164
max HR [uderz/min]: 183
różnica maxHR-śrHR: 19
kadencja średnia [obr/min] n/a
kadencja maksymalna [obr/min] n/a
różnica w prędkości średniej OPEN: 6,553
różnica w prędkości średniej M3: 5,316
Kategoria maraton
Dane wyjazdu:
0.00 km
0.00 km teren
01:23 h
0.00 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max:162 ( 83%)
HR avg:137 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 965 kcal
Rower: Spinner Bike
padłeś... powstań (535)
Środa, 28 kwietnia 2010 | | Komentarze 0
Wtorek bezczynny w nadziei, że dzisiaj wrócą siły na spinning. No cóż… trochę wróciły. Czułem się już lepiej niż w poniedziałek, ale jakieś zmęczenie ciągle gdzieś siedzi we mnie. Samopoczucie niezbyt treningowe i dlatego w takie dni czuję kolarstwo jeszcze lepiej, to znaczy czuję na czym polega. Zajęcia masterclass przejechałem prawie zgodnie z założeniami. Dobrze się składa że było to 45min wytrzymałości i 30min siły – spasowało mi to dzisiaj i na takim też poziome pojechałem. Kategoria spinning